Wyobraź sobie, że leżysz w cieniu rozłożystych drzew
oliwnych, słońce przedziera się przez listki i przyjemnie łaskocze cię w twarz.
Jest leniwie, odpoczywasz zajadając słodkie figi, aż klei ci się broda od ich
soku. Nie przejmujesz się tym, leżysz, bo przecież jest tak błogo. Wilgotna
bryza znad morza Egejskiego przypomina gdzie się znajdujesz i jest ci z tym
jeszcze lepiej. A potem otwierasz oczy i widzisz miasto, hałaśliwe, brudne i
nieprzyjemne. Fasada raju rozsypuje się przez ten jeden szczegół. Tak też jest
z powieścią „Achilles. W pułapce przeznaczenia.”