czwartek, 8 listopada 2018

12. Zatonięcie Japonii - jaka piękna katastrofa!


Niewiele na rynku jest książek katastroficznych, które śmiało można polecić. Pewnie na palcach jednej ręki policzyć możemy pozycje z realistycznym podejściem do tematu zagłady. A jeśli mielibyśmy wskazać choć jednego autora takiej powieści to zadanie staje się jeszcze trudniejsze. Rękawice podjął Sakyō Komatsu i zatopił swoją ojczystą Japonię. Zobaczmy jak mu poszło.

Zabijając nudę na Akademii Górniczo Hutniczej, gdzie studiowałem, oddałem się w pełni czytelnictwu. Nie wiedząc za dużo i nie mając ukierunkowanych predyspozycji co do gatunków literackich sięgnąłem po bardziej egzotycznego twórcę. Nazwisko Komatsu nic mi nie mówiło, ale wujek Google twierdził, że to jeden z najbardziej znanych pisarzy Japońskich. Idąc tym tropem trafiłem na Zatonięcie Japonii, a później poszło już gładko. Zamówiłem budżetowe wydanie od Wydawnictwa Poznańskiego. Pierwsze wydanie z 1989 roku dotarło do mnie w jednym kawałku choć z dość luźnymi stronami. Najtańsze wydanie w kartonowej okładce z jakąś dziwną abstrakcją graficzną nijak mającą się do treści powieści, nabyłem za jakieś 3-5 zł (kto by to dziś spamiętał?) Pożółkłe strony, pachnące stęchlizną w liczbie 373 już niebawem zacząłem wchłaniać.

Powieść opowiada o wielkim trzęsieniu ziemi, którego skutki mają być opłakane. Setki tysięcy Japończyków zostaje zmuszonych do walki o życie i swoją ziemię. Na początku ludzie sceptycznie podchodzą do coraz częstszych wstrząsów. Z czasem jednak zdają sobie sprawę z zagrożenia. Autor wplótł w opis życia i obyczajów swoich rodaków elementy katastroficzne. Nie są to nachalne wstawki, dzięki czemu mamy sposobność poznania kultury i tradycji ówczesnego społeczeństwa japońskiego. Z każdą kolejną stroną zagłada przybiera na sile, by stać się dominującym  elementem. I słusznie, bo z założenia nie jest to historia obyczajowa z cyklu: jeden dzień z życia corpo-japończyka.

Kamatsu opisuje katastrofę w realny sposób. Nie jest to słowo do końca właściwe, ale nie potrafię znaleźć odpowiedniejszego. Katastrofa, mimo że nigdy się nie wydarzyła, jest przedstawiona w sposób tak prawdziwy jak to tylko możliwe. Nic dziwnego, że wzbudziła powszechna panikę wśród mieszkańców archipelagu japońskiego. Zapanowało przekonanie, że kiedyś może nadejść dzień zagłady i że dziwnym trafem może wyglądać jak w książce Kamatsu. Nie są to bezpodstawne przypuszczenia. Autor pisząc opierał się na naukowym założeniu ruchu kontynentów, a przy opisach kolejnych wydarzeń, posiłkował się pracami naukowymi sejsmologów i geologów. Odnoszę wrażenie, że chwilami wręcz przesadził z dokładnością opisów. Wielokrotnie gubiłem się w miejscach akcji, bez dokładnej mapy Japonii ciężko ogarnąć cały ten ogrom. Kiedy znów akcja przeniosła się w plener to wcale nadążanie za aktualnym miejscem nie stało się prostsze. Wręcz przeciwnie, np. charakterystyka dna oceanu Spokojnego mogłaby posłużyć jako wkładka do podręczników geografii. I jest to nużące, przyznaje.

Przy całym tym techno-opisie autor nie zapomniał o fenomenalnym stylu pisania. Fragmentami czujemy ten odmienny, orientalny klimat. Japonia woła do nas piękną metaforą. Spójrzcie choćby na ten fragment: Smok jest chory. Wszystkie jego członki przeżarła teraz śmiertelna choroba, która niszczyła tkankę od wewnątrz. Paliła go gorączka, tryskała z niego krew. Smok wił się i wierzgał - nieuchronnie zbliżała się chwila, w której ciało ulegnie rozszarpaniu na strzępy. Piękne prawda?

Jeśli lubicie tematykę katastrofalną i macie serdecznie dość kolejnego Płonącego wieżowca z Dwaynem Johnsonem w roli głównej, to sięgnijcie po Zatonięcie Japonii. Poza prawdziwie wykreowaną dawką zagłady, dostajecie niespotykaną szansę poznania odmiennej kultury i stylu życia. A wszystko to nie ściągając nawet kapci. 

Ocena 6/10
 

PS. Bez żartów, mapa Japonii naprawdę jest pomocna przy czytaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz