sobota, 9 lutego 2019

20. Powroty zmarłych - niepoważny temat wzięty na poważnie

Historie o zombie są jak beczki. Widziałeś jedną to widziałeś wszystkie. Bo jak jest zombiak to musi być rzeź, hektolitry posoki i nieuchronna zagłada! Za to kochamy żywe trupy, jednak czasami mamy dosyć. Tak zwyczajnie, chcemy czegoś innego. Niezbyt to wdzięczny temat na filozoficzno-egzystencjalne rozmyślania i bardzo trudno w tym obrębie zaproponować coś świeżego. John Ajvide Lindqvist spróbował i sami musicie ocenić jak wyszło. 


Mija właśnie 10 lat od chwili w której wszedłem do księgarni "Tak! Czytam" na ulicy Szewskiej w Krakowie i znalazłem na półce Powroty zmarłych. Zdecydowałem się na zakup w ciemno, a  skłoniło mnie do tego nazwisko autora i świeżo wyryta w pamięci jego najbardziej znana powieść Wpuść mnie. Zapłaciłem niecałe 20 zł i zabrałem się do czytania. Nie za dużo tego było wprawdzie, bo jedynie 280 stron, ale wystarczająco aby w moim mniemaniu ugruntować pozycję Lindqvista jako jednego z najlepszych pisarzy. Kolorystyka okładki trafia w mój gust swoim minimalizmem. Grafik pracujący dla Amber zestawił dwa kolory: czerwony z czarnym i to połączenie nie mogło wyjść źle. Na minus jedynie zaliczam dziwnie rozmazaną postać chłopca.  

Historia rozbita jest na narrację kilku głównych bohaterów. Ich losy luźno się łączą, czasem przeplatają choć niezbyt nachalnie. Jedyny wspólny punkt, coś co scala wszystkie te opowieści to tytułowe powroty zmarłych. Poznajemy Davida, męża i ojca w chwili śmierci jego żony Evy. David jest załamany, prosi Boga aby zwrócił mu małżonkę i oto Eva wraca do świata żywych. Gdzieś w innej części miasta swój dramat przeżywa Gustav, znany dziennikarz. Jego wnuk umiera, a nasz bohater nie może się z tym pogodzić. Dzieciak jednak nie umarł, a przynajmniej nie tak do końca. Jest też Elvy - kobieta, która ostatnie miesiące poświęciła na opiekę nad chorym mężem. Tuż przed jego pogrzebem, małżonek wstaje z grobu, aby znów być przy niej. 

Zmarli powstają z grobów i wracają do świata żywych. Nikt nie wie po co. Nie są martwi ale nie są też żywi. Wyglądają jakby tylko udawali życie, wypruci ze wszystkich emocji i uczuć. Czasami pojawia się w nich iskra wściekłości, ale głównie są apatyczni i wycofani. 

Akcja pokazana jest z perspektywy żywych, co jest zbieżne z innymi książkami z gatunku zombie. To co odróżnia prozę Lindqvista od innych autorów to budowanie napięcia w sposób głębszy, bardziej wewnętrzny. Bo w książkach tego pisarza nie znajdziemy niepohamowanej brutalności, przemocy i odrażających krwawych scen. Bohaterowie nie są narażeni na powolną, metodyczną śmierć. Zombie nie wyskakują na nich z każdego możliwego miejsca. Książka wyzwala inne uczucia. Niepokój wzbudza  poczucie samotności, ból straty a później tylko pozorne szczęście z powrotu,  bo kiedy zmarli wracają wcale nie jest lepiej. Wręcz przeciwnie, pustka staje się jeszcze bardziej przerażająca. 

Charakterystyczne dla pisarza jest zakończenie, dopiero ono daje do myślenia. Po co ci zmarli wrócili, jak to się stało i co będzie dalej. Nie ma podanej odpowiedzi na tacy.


Ocena: 8/10



PS. Obecnie na ebazarku książkę można zakupić za nieco ponad 5 zł, więc polecam brać.
PS 2. Wpuść mnie zostało zekranizowane w 2008 roku w magnetyczny i niesamowicie klimatyczny sposób przez szwedzkiego reżysera Tomasa Avedsona. Rok później za remake zabrali się amerykanie i wyszło guano (remaku nie polecam.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz