Strony

niedziela, 18 sierpnia 2019

34. Chemia śmierci - duszna, makabryczna, fascynująca


Preferencje czytelnicze są niezwykle rozległe, więc w zagęszczeniu gatunków literackich na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Nie ma też pewnie ludzi, który lubiliby wszystko. Jednak czasami tak się zdarza, że nie wiemy czy coś nam przypadnie do gustu zanim nie spróbujemy. Tak było ze mną i literackim thrillerem. Chemia śmierci dała mi odpowiedź.

W czasach studenckich mieszkałem na tyle blisko uczelni, że nie opłacało się wynajmować mieszkania ani akademika, bo można było dojechać komunikacją miejską. Jednocześnie było to na tyle tyle daleko, że w przypadku 2 godzinnych przerw między zajęciami, nie opłacało się wracać do domu. Co więc robić w takich przypadkach? Można "na jana" wprosić się do kogoś do akademika, można pouczyć się (że co?!), można też wyjść na piwko. Ale gdy te i inne opcje z różnych przyczyn odpadają, pozostaje sięgnąć po książkę. Koleżanka z roku akademickiego była wręcz zafascynowana Chemią śmierci. Pożyczałem od niej tą książkę (a potem kupiłem swoją).

Wydanie popełnione przez Amber jest rewelacyjne! Projekt okładki taki jak lubię: minimalistyczny, z niewielką ilością kolorów i z akcentami wskazującymi co może się w środku znajdować. Simon Beckett napisał ją w 2006 roku i w tym też roku zagościła w kraju nad Wisłą. W półtwardej miękkiej okładce mieszczą się 352 strony poprawnie złożonego i dobrze przetłumaczonego tekstu. 

Poznajemy dr Davida Huntera, niegdyś uznanego antropologa sądowego, w chwili życiowego zakrętu. David stara się uciec przed tragicznymi wydarzeniami z przeszłości, zaszywa się więc w małym, zapomnianym miasteczku Manham, aby tam poświecić się pracy lekarza pierwszego kontaktu. Bardzo szybko okazuje się, że nie dane mu będzie całkowicie odciąć się od wspomnień. Na pobliskich mokradłach dzieci odnajdują zwłoki kobiety, policja rozpoczyna dochodzenie, miasteczko pogrąża się w strachu, a dr Hunter... odmawia współpracy, mimo, że o śmierci wie wszystko.    

Simon Beckett na niewielkiej objętości przedstawia historię po brzegi wypełnioną wszystkim co najlepsze w literaturze. Począwszy od fabuły, przez kreację bohaterów, na finale kończąc. Trudno się do czegoś przyczepić. Główny bohater nie jest superhero rodem z komiksów Marvela. Jest człowiekiem z krwi i kości, ze swoimi słabostkami i ograniczeniami. 

Budowa fabuły i świata przedstawionego w książce to prawdziwy majstersztyk. Otoczone przez wrzosowiska i mokradła, zapomniane przez świat miasteczko jest tak wyraziste, że niemal czujemy jakbyśmy tam byli, czujemy odór bagien i żar lejący się z nieba.

Czujemy coś jeszcze czytając Chemię śmierci.Treść wprowadza nas w stan niepewności, obawy, a czasem też strachu. Boimy się wraz z mieszkańcami Manham. Ciężki, duszny klimat udziela się od początku do ostatniej strony.

W tego typu  thrillerach istotna jest tajemnica, rodzi się pytanie: kto jest mordercą? Beckett odpowiada, ale dopiero na samym końcu, bo przez całą powieść, każda z przewijających się postaci może być tak mordercą, jak i ofiarą. Na końcu musi być jeszcze zwrot akcji, bez tego nie byłoby przecież zaskoczenia. I taki zwrot się pojawia w najmniej oczekiwanym momencie. Kiedy już do niego dobrniemy wciska nas w fotel. Wtedy znajdujemy się w tej głupiej sytuacji, gdy jedziemy tramwajem zaczytani, a potem mimowolnie podnosimy głowę i szepczemy z niedowierzaniem: "o k****", a ludzie patrzą na nas jak na coś mało inteligentnego...

Rzadko się to zdarza, ale nie mogę znaleźć żadnego minusa. Nie ma słabego punktu ta historia i też na siłę nie będę wymyślał wad. To nie ja kupiłem Chemię śmierci, to ona kupiła mnie. Mocne wejście w świat thrillerów.

Ocena 10/10


PS. Pięć tomów sagi o dr Hunterze w Polsce wydali, a szósty jest w drodze. Jako, że Polska to specyficzny kraj to cztery tomy są w jednakowej stylistyce, a piąty musi być inny, o!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz