Strony

wtorek, 19 lutego 2019

21. Dzienniki gwiazdowe - kosmicznie nierówna wędrówka


LEM - to nazwisko zna chyba każdy Polak. Ojciec polskiego sci-fy, najbardziej poczytny rodzimy pisarz za granicami kraju, 30 milionów sprzedanych egzemplarzy książek i tłumaczenie w w 40 językach... Można by tak wymieniać i wymieniać jeszcze długo. Nie o pisarzu jednak będzie, a o jego twórczości. Sięgnąłem po prozę mistrza i okazało się, że życie nie będzie już nigdy takie samo!

Cóż może uczynić pasjonat science fiction kiedy ma już za sobą najważniejsze tytuły danego gatunku? Chyba tylko szukać dalej, kopać głębiej i sięgać tam gdzie wcześniej nie sięgał horyzont. Poszukiwania rzuciły mnie na niezbadany grunt, do ziemi nad Wisłą, czyli ziemi niezwykle żyznej. 

Nie zakupiłem Dzienników gwiazdowych. Książka trafiła do mnie z biblioteczki taty. Przyjemne wydanie w bordowej, imitującej skórę okładce zawiera tylko trzy wielkie litery L E M, tytuł oraz logo wydawcy. Nazwisko autora zostało wtłoczone "pi razy drzwi pięć" razy większa czcionką niż tytuł. Samo to zawsze wywołuje u mnie dużą dozę sceptycyzmu. Wychodzę z założenia, że jeżeli personalia pisarza są bardziej eksponowane od tytułu to wydawca stara się odwrócić uwagę kupca od fabuły. Inaczej mówiąc - powieść nie ma do zaoferowani nic prócz autora. Nie inaczej było z Dziennikami... Objętość 520 stron budzi respekt biorąc pod uwagę, że nie mamy tutaj ciągłości fabuły, a całość to zbiór opowiadań. Książkę wypuściło Krakowskie Wydawnictwo Literacki w 1982 roku i... spartoliło to koncertowo.

Zbiór opowiadań scala postać głównego bohatera, pilota Ijona Tichego. Każda kolejna historia opatrzona została takim samym tytułem i kolejnymi numerami np. Wędrówka 8. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że numeracja wydaje się dosyć przypadkowa. Pozornie brakuje kilku "wędrówek". 

Ijon Tichy odwiedza kolejne planety, poznaje nowe kultury i mierzy się z napotkanymi przeciwnościami. Styl każdej opowieści jest bardzo zbliżony, ale założenia już zupełnie inne. Opowiadania cechuje duża nierówność. Część z nich wylatuje z głowy niemal zaraz po przeczytaniu, inne zaś zostają z czytelnikiem do końca życia. Dostajemy w jednej książce wiele różnych konwencji kosmicznej fantastyki. Począwszy od manipulacji czasem, przez rozważania chorych naukowców, robotykę, na kosmicznym senacie kończąc.

Ta dysproporcja miedzy opowiadaniami jest kolosalna! Męczyłem się śmiertelnie z podróżą 8, a więc z wspomnianym już senatem, czy raczej jak pisał Lem, z "Organizacją Planet Zjednoczonych". Wynudziłem się jak mops, gdy główny bohater opowiadał o Ziemi i jej historii, a później szereg przedstawicieli kosmicznych ras (których nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić) debatował nad tym. Kiedy przebrnąłem przez to wszystko, pojawiła się rzecz najbardziej perfidna jaka tylko mogła. Okazało się, że to wszystko było tylko... snem. SNEM!

Inna wędrówka zabiera nas na podróż w czasie. W tej opowieści Tichy spotyka samego siebie. Kilka razy. Spotyka siebie, kilak razy i to z przyszłości oddalonej jedynie o kilka dni. Opowiadanie jest zajmujące mniej więc do połowy bo później zwyczajnie nie nadążyłem za tokiem rozumowania Lema.

Inne opowiadania mogę zaliczyć do najlepszych jakie czytałem w życiu. Mam tutaj na myśli opowieść o robotach oraz inną o zakładzie dla psychicznie chorych. Z tego ostatniego opowiadania pochodzi, moim zdaniem najlepszy cytat:
"Opuściwszy altanę, jakiś czas przyglądałem się łabędziom. Obok mnie jakiś dziwak rzucał im pocięte kawałki drutu. Powiedziałem, że łabędzie nie jadają tego.
— Nie zależy mi na tym, by go jadły — odparł, kontynuując swą czynność.
— Ale mogą się udławić, byłaby szkoda — rzekłem.
— Nie udławią się, bo drut tonie. Jest cięższy od wody — wyjaśnił rzeczowo.
— Więc po co pan go rzuca?
— Bo lubię karmić łabędzie.
Temat został wyczerpany."
Technicznie książka jest bardzo ciężka do czytania  i trudna w odbiorze. Język używany przez autora jest mocno niedzisiejszy. Powieść zdążyła się już zestarzeć i nic w tym dziwnego, bo pierwsza Wędrówka powstała 66 lat temu (w 1953 roku). Lem wplata sporo technicznych i naukowych sformułowań i nazw, wzbogaca to dodatkowo wmyślonymi przez siebie słowami. Podróż przez gwiazdy okazała się bolesna, miejscami wymagająca a nieraz... zachwycająca. 

Ocena 5/10


PS. Wydawnictwo Literackie wydało książkę z dziwną przypadłością. W pewnym momencie strony się powtarzają. strony parzyste idą prawidłowo, a nieparzyste mają nadrukowaną treść sprzed 50 stron. Może to wina drukarni, może wydawcy. Cholera, nikt tego nie sprawdzał, nie było kontroli jakości? Jak można było wydać coś takiego ?!

PS 2. Moje wydanie jest niekompletne. Ostatnie Wędrówki Ijona Tichego powstały w 1999 r, a więc grupo po wydaniu mojego egzemplarza. Kto wie może się skusze kiedyś na nowsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz