Spotkałem osoby, które twierdzą, że jedyną biżuterią dla
mężczyzny powinien być zegarek. Inni dodają do tego jeszcze obrączkę, ale to
zegarek jest tym elementem, który przykuwa uwagę i buduje codzienny wizerunek.
Dziś słów kilka o zegarkach i mojej skromnej kolekcji. Długo
myślałem jak ją przedstawić, od jakiego zegarka zacząć. Może lepiej od tych
tańszych modeli? A może od tych do których jestem najbardziej przywiązany? W
końcu zdecydowałem się na kolejność w jakiej do mnie trafiły.
1. Casio MTP-1183
Pierwszy na liście jest klasyczny Casio na bransolecie.
Tarcza niebieska, bardzo minimalistyczna, ze srebrnymi indeksami i datownikiem
(z którego nigdy nie korzystałem.) To pierwszy zegarek jaki pojawił się w
kolekcji, miało to miejsce jakieś 15 lat temu. Kupiłem go chodząc do liceum, bo
jak każdy w tym wieku chciałem mieć „bajerancki” zegarek, dobrej firmy, taki
żeby się świecił i ładnie wyglądał. Wtedy – w licealnej rzeczywistości -
spełniał te kryteria, dziś cały czas prezentuje się bardzo dobrze, choć nie
robi już wrażenia czegoś wyjątkowego. Casio jest bardzo popularną firmą i nie
chodzi tutaj tylko o cenę czy dobry marketing. Nie ma chyba innej firmy na
rynku, która proponowałaby taką jakość za niewielkie pieniądze. Żeby nie byś
gołosłownym dodam, że ten egzemplarz kilka lat przeleżał w szafie bo jakoś nie
było kiedy zmienić baterii. W końcu moja lepsza połowa zlitowała się nad starym
kasjaczem i zaprowadziła go do zegarmistrza. Jakież było zdziwienie
zegarmistrza, kiedy go otworzył i zobaczył, że mechanizm jest jak nowy. W tym
momencie Casio zapunktowało u mojej partnerki, w przeciwieństwie do drugiego na
liście zegarka…
W pewnym momencie stwierdziłem, że przydałby się nowy
zegarek. Nie było to podyktowane zamiłowaniem do zegarków (wtedy jeszcze
takiego nie było), czy też chęcią kolekcjonerstwa. Casio leżał w szafie, miał
już kilkanaście lat i stwierdziłem, że czas na coś z „wyższej półki”. Tak, w
tym czasie nie interesowałem się zegarkami i TIMEX jawił mi się jako firma o
klasę lepsza od Casio. Przejrzałem kilka propozycji aż w końcu trafiłem na
jeden z najładniejszych zegarków jaki widziałem w życiu (wtedy, choć i teraz
uważam go za piękny.) Czarny jak noc, łącznie z bransoletą i te kontrastujące
miedziane indeksy i wskazówki. Zachwyt trwał chwile jedynie, bo zegarek
przysporzył kilku problemów. Trzykrotnie wędrował do serwisu gwarancyjnego, bo
albo spieszył albo spóźniał, raz wręcz zatrzymał się całkiem. Po trzeciej
takiej naprawie jak do tej pory sprawia się bez zarzutu. Czarna bransoleta
wygląda jakbym nią wbijał gwoździe. Mimo, że zegarek nie jest noszony non-stop
to czarna powłoka w wielu miejsca starła się do gołej blachy. Nie świadczy to
zbyt dobrze, ale nie zniechęcam się do TIMEX’a, pewnie jeszcze jakiś, kiedyś,
gdzieś kupię.
Nieco kontrowersyjna pozycja. Zagorzali fanboye zegarków
stwierdzą że smatwatche to nie zegarki. Ja nie mam takiego podejścia. Nie
jestem fanem tego typu elektroniki, ale też nie wydaje wyroków zaocznie. OVERMAX
skusił mnie niemal wszystkim co oferował. Zacznijmy od tego, że to polska
firma, zegarek wygląda klasycznie, w przeciwieństwie do większości smartwatchy
na rynku ma okrągły wyświetlacz i dobrej jakość bransoletę mash. Dzięki temu
nie wygląda śmiesznie. Funkcjonalność nie jest zbyt rozbudowana. Tutaj nie
dorównuje innym tego typu urządzeniom. Dla mnie jednak to co zaoferował
wystarczało. Zegarek ma podstawowe funkcję, może odczytać smsa, odebrać
połączenie, ponad to kalendarz, stoper, kalkulator, pulsometr. Muszę przyznać,
że kupili mnie tym opisem.
Wahałem się trochę nad zakupem. Wahałem się do tego stopnia, że w ostateczności moja luba sprezentowała mi go na urodziny. Wśród wielu plusów są też trzy minusy OVERMAX’a. Aplikacja do obsługi i parowania zegarka z telefonem nie jest po polsku. Może to nie jest problem w obsłudze w dzisiejszych czasach, ale po polskiej firmie spodziewałem się spolszczonej apki. Samo ładowanie baterii to jakiś koszmar. We wcześniejszej wersji była stacja dokującą, w nowszej z niej zrezygnowano na rzecz cienkiego kabelka z miniaturowymi magnesami. W praktyce zegarek można ładować tylko kiedy leży szkiełkiem do blatu i - Boże uchowaj – lepiej go nie dotykać, bo magnesy się rozłączą. Ostatni minus to odbieranie połączeń, zegarek robi to automatycznie, ale jakość połączenia uniemożliwia komfortową rozmowę.
Wahałem się trochę nad zakupem. Wahałem się do tego stopnia, że w ostateczności moja luba sprezentowała mi go na urodziny. Wśród wielu plusów są też trzy minusy OVERMAX’a. Aplikacja do obsługi i parowania zegarka z telefonem nie jest po polsku. Może to nie jest problem w obsłudze w dzisiejszych czasach, ale po polskiej firmie spodziewałem się spolszczonej apki. Samo ładowanie baterii to jakiś koszmar. We wcześniejszej wersji była stacja dokującą, w nowszej z niej zrezygnowano na rzecz cienkiego kabelka z miniaturowymi magnesami. W praktyce zegarek można ładować tylko kiedy leży szkiełkiem do blatu i - Boże uchowaj – lepiej go nie dotykać, bo magnesy się rozłączą. Ostatni minus to odbieranie połączeń, zegarek robi to automatycznie, ale jakość połączenia uniemożliwia komfortową rozmowę.
Zegarek-legenda, marzenie wszystkich komunistów (dzieci
udających się do komunii św., nie czerwonych) i podstawowy zegarek wszystkich
terrorystów. Kupiłem go trochę z sentymentu do lat 90’, trochę dlatego, że wtedy
o takim śniłem, ale nie mogłem go mieć. Kupiłem go bo kosztuję śmieszne 50 zł
za nowy egzemplarz. Kupiłem go bo to rewelacyjny zegarek! Poziom wykonania to
standard CASIO, wiec nie ma się do czego przyczepić. Silikonowy pasek sprawia,
że zegarek dobrze leży na ręce. Nie ma zbyt wielu funkcji, poza oczywistym
wskazywaniem czasu, jest jeszcze kalendarz, stoper, alarm i podświetlanie.
Zegarek niekiedy nazywany jest Bin Ladenem, a to skąd, że na jednym z filmów
owy terrorysta nosi go na swoim przegubie. Z racji swojej prostej budowy był
też montowany jako timer do bomb. Prawdziwa wystrzałowa pozycja.
Pierwszy mechaniczny zegarek jaki pojawił się u mnie.
Zakupiłem go na najpopularniejszej platformie aukcyjnej w Polsce. Zegarek nie
miał ani paska ani bransolety. Podczas zakupu nie wydawało mi się to problemem,
ale kiedy kurier przywiózł paczkę, okazało się, że uszy na kopercie są mocno
niestandardowe i dobranie bransolety nie będzie łatwe. Zegarek zakupiłem
sprawny, jedynie z drobnymi ryskami wynikającymi głównie z jego wieku. Oddałem
go tylko do czyszczenia, z tym, że zegarek spóźnia ok 40 sec na dobę
postanowiłem nic nie robić. Poljot to radziecka firma, mój egzemplarz jak się
wydaje został przygotowany na export. Wnioskuję to z opisów na zegarku (nie ma
cyrylicy.) Sam wygląd bardzo klasyczny, kolor srebrny z kontrastującym
czerwonym sekundnikiem. Prostota, która sprawia, że mimo kilkudziesięciu lat,
zegarek nadal prezentuje się wyśmienicie. (na zdj. bez bransolety)
Nastał taki czas w życiu, że człowiek postanawia opuścić dom
rodzinny po to aby założyć swój własny. Przygotowania do ślubu rozpocząłem od
poszukiwania zegarka do garnituru. Długo zastanawiałem się jaką markę i model
wybrać. Myślałem o dobrym zegarku i byłem w stanie przeznaczyć na niego większą
kwotę pieniędzy. Potem jednak przemyślałem to raz jeszcze i dotarło do mnie, że
nie chodzę w garniturze na co dzień, a jedynie na wesele/pogrzeby/inne
sporadyczne uroczystości. Po co więc wydawać kilkaset złotych na garniturowiec,
skoro można tą kwotę odłożyć na ten wymarzony zegarek w przyszłości?
Szukając zegarka pod katem garnituru musiałem wziąć pod uwagę zatem: a) cenę, b) prostotę wyglądu, c) wymiary (głownie grubość koperty.) Wybór padł na klasycznego Lorusa. Na tarczy nie dzieje się nic; biały cyferblat, cienkie wskazówki i takież indeksy. Koperta grubości 7 mm, a więc idealna pod mankiet. No i cena ok 200 zł. Wszystkie warunki spełnione. Ale czym jest w ogóle ten Lorus? Zanim zacząłem interesować się zegarkami, nie słyszałem o takiej firmie. Okazało się, że Lorus to firma należąca do legendarnego Seiko Watch Corporation z siedzibą w Tokio. Jakościowo i cenowo to konkurencja dla Casio. Czasomierz przyszedł do mnie z pięknym niebieskim paskiem. Przed ślubem trzeba będzie zmienić go jednak na skórzany czarny.
Szukając zegarka pod katem garnituru musiałem wziąć pod uwagę zatem: a) cenę, b) prostotę wyglądu, c) wymiary (głownie grubość koperty.) Wybór padł na klasycznego Lorusa. Na tarczy nie dzieje się nic; biały cyferblat, cienkie wskazówki i takież indeksy. Koperta grubości 7 mm, a więc idealna pod mankiet. No i cena ok 200 zł. Wszystkie warunki spełnione. Ale czym jest w ogóle ten Lorus? Zanim zacząłem interesować się zegarkami, nie słyszałem o takiej firmie. Okazało się, że Lorus to firma należąca do legendarnego Seiko Watch Corporation z siedzibą w Tokio. Jakościowo i cenowo to konkurencja dla Casio. Czasomierz przyszedł do mnie z pięknym niebieskim paskiem. Przed ślubem trzeba będzie zmienić go jednak na skórzany czarny.
Kolejny zegarek na liście rodem ze wschodu. Korzenie Vostoka
sięgają czasów związku radzieckiego, wtedy była to uznana marka, teraz nie jest
inaczej. Dosyć to dziwny zegarek. Swoją budową i wyglądem przypomina divera:
posiada obrotowy bezel i zakręcaną koronkę. Nic bardziej mylnego! Wodoodporność
na poziomie 3 atmosfer pozwala… wyjść w nim podczas deszczu na zewnątrz.
Zegarek trafił w moje ręce (raczej na mój nadgarstek) bo przykuwa swoim
wyglądem i czuć w nim ducha radzieckiej myśli zegarmistrzowskiej. Na koniec
dodać muszę, że to drugi zegarek
mechaniczny w skromnej kolekcji i kolejny sprezentowany.
Wspomniany wyżej F91-W, jak już wspomniałem zakupiłem z
sentymentu, ale z biegiem czasu stał się jednym z moich ulubionych. Nic zatem
dziwnego, że zapragnąłem mieć jeszcze jeden czasomierz z rodziny
elektronicznych retro legend od Casio.
Ten oto Casio potocznie nazywany jest Casio Royale, wzięło się to od bardzo podobnego modelu Seiko jaki nosił James Bond w Ośmiorniczce. Większość funkcji jest zbliżona do tych oferowanych przez F91-W. Olbrzymią różnice widać natomiast w wyświetlaniu czasu. Casio Royale pokazuje czas z ponad 40 miast na świecie!
Ten oto Casio potocznie nazywany jest Casio Royale, wzięło się to od bardzo podobnego modelu Seiko jaki nosił James Bond w Ośmiorniczce. Większość funkcji jest zbliżona do tych oferowanych przez F91-W. Olbrzymią różnice widać natomiast w wyświetlaniu czasu. Casio Royale pokazuje czas z ponad 40 miast na świecie!
Kolejna rosyjska firma i tym razem wynalazek. Nieco
zaryzykowałem kupując Nesterova. Internet milczy o tej firmie. Może z racji tego,
że to stosunkowa młoda marka, bo istniejąca raptem od 15 lat. Zegarki od Nesterova
mają nawiązywać do lotnictwa, a każdy model ma symbolizować inny samolot bądź pilota (ponoć.) To co wyróżnia ten zegarek to jego limitacja, wyprodukowano 200 szt, a
mój ma nr 125 (ponoć.)
PS. No dobra Casio nie był pierwszy. Pierwszy był zegarek na
komunię, którego już nie mam czego nie potrafię przeboleć.
PS 2. Nie powiem jaki to jest ten wymarzony. O tym
pewnie kiedyś w kolejnej części posta o
kolekcji zegarków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz