Strony

sobota, 25 sierpnia 2018

Skromna kolekcja zegarków – cz. 1


Spotkałem osoby, które twierdzą, że jedyną biżuterią dla mężczyzny powinien być zegarek. Inni dodają do tego jeszcze obrączkę, ale to zegarek jest tym elementem, który przykuwa uwagę i buduje codzienny wizerunek.
Dziś słów kilka o zegarkach i mojej skromnej kolekcji. Długo myślałem jak ją przedstawić, od jakiego zegarka zacząć. Może lepiej od tych tańszych modeli? A może od tych do których jestem najbardziej przywiązany? W końcu zdecydowałem się na kolejność w jakiej do mnie trafiły.


1. Casio MTP-1183
Pierwszy na liście jest klasyczny Casio na bransolecie. Tarcza niebieska, bardzo minimalistyczna, ze srebrnymi indeksami i datownikiem (z którego nigdy nie korzystałem.) To pierwszy zegarek jaki pojawił się w kolekcji, miało to miejsce jakieś 15 lat temu. Kupiłem go chodząc do liceum, bo jak każdy w tym wieku chciałem mieć „bajerancki” zegarek, dobrej firmy, taki żeby się świecił i ładnie wyglądał. Wtedy – w licealnej rzeczywistości - spełniał te kryteria, dziś cały czas prezentuje się bardzo dobrze, choć nie robi już wrażenia czegoś wyjątkowego. Casio jest bardzo popularną firmą i nie chodzi tutaj tylko o cenę czy dobry marketing. Nie ma chyba innej firmy na rynku, która proponowałaby taką jakość za niewielkie pieniądze. Żeby nie byś gołosłownym dodam, że ten egzemplarz kilka lat przeleżał w szafie bo jakoś nie było kiedy zmienić baterii. W końcu moja lepsza połowa zlitowała się nad starym kasjaczem i zaprowadziła go do zegarmistrza. Jakież było zdziwienie zegarmistrza, kiedy go otworzył i zobaczył, że mechanizm jest jak nowy. W tym momencie Casio zapunktowało u mojej partnerki, w przeciwieństwie do drugiego na liście zegarka…

2. TIMEX T2N939 

W pewnym momencie stwierdziłem, że przydałby się nowy zegarek. Nie było to podyktowane zamiłowaniem do zegarków (wtedy jeszcze takiego nie było), czy też chęcią kolekcjonerstwa. Casio leżał w szafie, miał już kilkanaście lat i stwierdziłem, że czas na coś z „wyższej półki”. Tak, w tym czasie nie interesowałem się zegarkami i TIMEX jawił mi się jako firma o klasę lepsza od Casio. Przejrzałem kilka propozycji aż w końcu trafiłem na jeden z najładniejszych zegarków jaki widziałem w życiu (wtedy, choć i teraz uważam go za piękny.) Czarny jak noc, łącznie z bransoletą i te kontrastujące miedziane indeksy i wskazówki. Zachwyt trwał chwile jedynie, bo zegarek przysporzył kilku problemów. Trzykrotnie wędrował do serwisu gwarancyjnego, bo albo spieszył albo spóźniał, raz wręcz zatrzymał się całkiem. Po trzeciej takiej naprawie jak do tej pory sprawia się bez zarzutu. Czarna bransoleta wygląda jakbym nią wbijał gwoździe. Mimo, że zegarek nie jest noszony non-stop to czarna powłoka w wielu miejsca starła się do gołej blachy. Nie świadczy to zbyt dobrze, ale nie zniechęcam się do TIMEX’a, pewnie jeszcze jakiś, kiedyś, gdzieś kupię.

3. OVERMAX Touch 2,5 

Nieco kontrowersyjna pozycja. Zagorzali fanboye zegarków stwierdzą że smatwatche to nie zegarki. Ja nie mam takiego podejścia. Nie jestem fanem tego typu elektroniki, ale też nie wydaje wyroków zaocznie. OVERMAX skusił mnie niemal wszystkim co oferował. Zacznijmy od tego, że to polska firma, zegarek wygląda klasycznie, w przeciwieństwie do większości smartwatchy na rynku ma okrągły wyświetlacz i dobrej jakość bransoletę mash. Dzięki temu nie wygląda śmiesznie. Funkcjonalność nie jest zbyt rozbudowana. Tutaj nie dorównuje innym tego typu urządzeniom. Dla mnie jednak to co zaoferował wystarczało. Zegarek ma podstawowe funkcję, może odczytać smsa, odebrać połączenie, ponad to kalendarz, stoper, kalkulator, pulsometr. Muszę przyznać, że kupili mnie tym opisem.
Wahałem się trochę nad zakupem. Wahałem się do tego stopnia, że w ostateczności moja luba sprezentowała mi go na urodziny. Wśród wielu plusów są też trzy minusy OVERMAX’a. Aplikacja do obsługi i parowania zegarka z telefonem nie jest po polsku. Może to nie jest problem w obsłudze w dzisiejszych czasach, ale po polskiej firmie spodziewałem się spolszczonej apki. Samo ładowanie baterii to jakiś koszmar. We wcześniejszej wersji była stacja dokującą, w nowszej z niej zrezygnowano na rzecz cienkiego kabelka z miniaturowymi magnesami. W praktyce zegarek można ładować tylko kiedy leży szkiełkiem do blatu i - Boże uchowaj – lepiej go nie dotykać, bo magnesy się rozłączą. Ostatni minus to odbieranie połączeń, zegarek robi to automatycznie, ale jakość połączenia uniemożliwia komfortową rozmowę. 

4. CASIO F-91W 
Zegarek-legenda, marzenie wszystkich komunistów (dzieci udających się do komunii św., nie czerwonych) i podstawowy zegarek wszystkich terrorystów. Kupiłem go trochę z sentymentu do lat 90’, trochę dlatego, że wtedy o takim śniłem, ale nie mogłem go mieć. Kupiłem go bo kosztuję śmieszne 50 zł za nowy egzemplarz. Kupiłem go bo to rewelacyjny zegarek! Poziom wykonania to standard CASIO, wiec nie ma się do czego przyczepić. Silikonowy pasek sprawia, że zegarek dobrze leży na ręce. Nie ma zbyt wielu funkcji, poza oczywistym wskazywaniem czasu, jest jeszcze kalendarz, stoper, alarm i podświetlanie. Zegarek niekiedy nazywany jest Bin Ladenem, a to skąd, że na jednym z filmów owy terrorysta nosi go na swoim przegubie. Z racji swojej prostej budowy był też montowany jako timer do bomb. Prawdziwa wystrzałowa pozycja.

5. Poljot 17 jawels
 
Pierwszy mechaniczny zegarek jaki pojawił się u mnie. Zakupiłem go na najpopularniejszej platformie aukcyjnej w Polsce. Zegarek nie miał ani paska ani bransolety. Podczas zakupu nie wydawało mi się to problemem, ale kiedy kurier przywiózł paczkę, okazało się, że uszy na kopercie są mocno niestandardowe i dobranie bransolety nie będzie łatwe. Zegarek zakupiłem sprawny, jedynie z drobnymi ryskami wynikającymi głównie z jego wieku. Oddałem go tylko do czyszczenia, z tym, że zegarek spóźnia ok 40 sec na dobę postanowiłem nic nie robić. Poljot to radziecka firma, mój egzemplarz jak się wydaje został przygotowany na export. Wnioskuję to z opisów na zegarku (nie ma cyrylicy.) Sam wygląd bardzo klasyczny, kolor srebrny z kontrastującym czerwonym sekundnikiem. Prostota, która sprawia, że mimo kilkudziesięciu lat, zegarek nadal prezentuje się wyśmienicie.  (na zdj. bez bransolety)

6. LORUS Classic RH825CX9 


Nastał taki czas w życiu, że człowiek postanawia opuścić dom rodzinny po to aby założyć swój własny. Przygotowania do ślubu rozpocząłem od poszukiwania zegarka do garnituru. Długo zastanawiałem się jaką markę i model wybrać. Myślałem o dobrym zegarku i byłem w stanie przeznaczyć na niego większą kwotę pieniędzy. Potem jednak przemyślałem to raz jeszcze i dotarło do mnie, że nie chodzę w garniturze na co dzień, a jedynie na wesele/pogrzeby/inne sporadyczne uroczystości. Po co więc wydawać kilkaset złotych na garniturowiec, skoro można tą kwotę odłożyć na ten wymarzony zegarek w przyszłości?
Szukając zegarka pod katem garnituru musiałem wziąć pod uwagę zatem: a) cenę, b) prostotę wyglądu, c) wymiary (głownie grubość koperty.) Wybór padł na klasycznego Lorusa. Na tarczy nie dzieje się nic; biały cyferblat, cienkie wskazówki i takież indeksy. Koperta grubości 7 mm, a więc idealna pod mankiet. No i cena ok 200 zł. Wszystkie warunki spełnione. Ale czym jest w ogóle ten Lorus? Zanim zacząłem interesować się zegarkami, nie słyszałem o takiej firmie. Okazało się, że Lorus to firma należąca do legendarnego Seiko Watch Corporation z siedzibą w Tokio. Jakościowo i cenowo to konkurencja dla Casio. Czasomierz przyszedł do mnie z pięknym niebieskim paskiem. Przed ślubem trzeba będzie zmienić go jednak na skórzany czarny.  

7. VOSTOK Komandirskie 211817 
Kolejny zegarek na liście rodem ze wschodu. Korzenie Vostoka sięgają czasów związku radzieckiego, wtedy była to uznana marka, teraz nie jest inaczej. Dosyć to dziwny zegarek. Swoją budową i wyglądem przypomina divera: posiada obrotowy bezel i zakręcaną koronkę. Nic bardziej mylnego! Wodoodporność na poziomie 3 atmosfer pozwala… wyjść w nim podczas deszczu na zewnątrz. Zegarek trafił w moje ręce (raczej na mój nadgarstek) bo przykuwa swoim wyglądem i czuć w nim ducha radzieckiej myśli zegarmistrzowskiej. Na koniec dodać muszę, że to drugi zegarek  mechaniczny w skromnej kolekcji i kolejny sprezentowany.

8. CASIO AE-1200WHD 1AV 


Wspomniany wyżej F91-W, jak już wspomniałem zakupiłem z sentymentu, ale z biegiem czasu stał się jednym z moich ulubionych. Nic zatem dziwnego, że zapragnąłem mieć jeszcze jeden czasomierz z rodziny elektronicznych retro legend od Casio.
Ten oto Casio potocznie nazywany jest Casio Royale, wzięło się to od bardzo podobnego modelu Seiko jaki nosił James Bond w Ośmiorniczce. Większość funkcji jest zbliżona do tych oferowanych przez F91-W. Olbrzymią różnice widać natomiast w wyświetlaniu czasu. Casio Royale pokazuje czas z ponad 40 miast na świecie!

9. NESTEROV H0282B02-01E 


Kolejna rosyjska firma i tym razem wynalazek. Nieco zaryzykowałem kupując Nesterova. Internet milczy o tej firmie. Może z racji tego, że to stosunkowa młoda marka, bo istniejąca raptem od 15 lat. Zegarki od Nesterova mają nawiązywać do lotnictwa, a każdy model ma symbolizować inny samolot bądź pilota (ponoć.) To co wyróżnia ten zegarek to jego limitacja, wyprodukowano 200 szt, a mój ma nr 125 (ponoć.)


PS. No dobra Casio nie był pierwszy. Pierwszy był zegarek na komunię, którego już nie mam czego nie potrafię przeboleć. 
PS 2. Nie powiem jaki to jest ten wymarzony. O tym pewnie kiedyś w kolejnej części posta o kolekcji zegarków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz